Najkrótsza odpowiedź brzmi: „to, co zwykle…”.
Pojawiają się także coraz bardziej znaczące zapowiedzi zbliżającego się – „chaosu”. Dlaczego chaosu? Wszystkie znaki „na niebie i ziemi” wskazują, że Nauczyciele po raz kolejny zostaną zrobieni „w jajo” (czas było przywyknąć) – i to z ich perspektywy będzie chaos definiowany jak „katastrofa”; ciekawość – że z innych perspektyw już nawet teraz jest to przedstawiane jako nadchodzący epokowy wręcz sukces.
Myślę, że „najciekawszym”, a już na pewno najbardziej wymownym, znakiem tego, co się zbliża, jest audycja zaistniała 25.06.2021 w Radio Białystok - rozmowa z Dariuszem Piontkowskim.
Jedno z pytań brzmiało: „[…] Pracujecie nad zmianami w Karcie Nauczyciela, wysokości pensum, podniesieniem prestiżu zawodu nauczyciela. Rozmowy ze związkowcami, a raczej ich efekty i ciągłe rozbieżności oddalają datę wprowadzenia tych zmian?”
Odpowiedź Dariusza Piontkowskiego (poniżej w kontekście pytania tytułowego niektóre fragmenty tej odpowiedzi komentuję; wyróżnienia tekstu poprzez pogrubienie są moje – uczynione na potrzebę uwypuklenia tego, co z tej odpowiedzi w swej istocie wynika…):
„Zobaczymy. Uważamy, że generalnie nauczyciel powinien zarabiać jak najlepiej. Dobrze zarabiający nauczyciel to nauczyciel zadowolony, a taki zadowolony nauczyciel na pewno lepiej będzie pracował, tak się przynajmniej wydaje, że większość tak do tego podejdzie. Z tym jednak wiążą się znaczne wydatki z budżetu państwa, także między innymi pomysł aby nieco wyrównać liczbę zajęć, które mają nauczyciele przy tablicach z tym średnim poziomem, który jest w krajach OECD. My odbiegamy dosyć znacznie, przynajmniej w szkołach podstawowych i szkołach średnich od czasu pracy, który spędzają nauczyciele w innych państwach, stąd propozycja rządu, aby w niewielkim stopniu, na razie jest to propozycja, by to były dwie dodatkowe godziny, aby o tyle godzin zwiększyło się pensum, ale i także proporcjonalnie zwiększyło się wynagrodzenie zasadnicze plus kilka elementów służących uproszczeniu tego wynagrodzenia, między innymi likwidacja tak zwanego jednorazowego dodatku uzupełniającego, które muszą wypłacać samorządy, jeżeli nie osiągną średniego wynagrodzenia na poszczególnych poziomach awansu zawodowego. To brzmi dosyć skomplikowanie, bo do tego średniego wynagrodzenia nauczyciela oprócz płacy zasadniczej wlicza się wiele dodatków takich jak stażowy, nagrody, dodatek motywacyjny, funkcyjny, odprawy i wiele, wiele innych elementów. Natomiast średnia nauczyciela na danym poziomie powinna być taka jak w ustawie Karta Nauczyciela w oparciu o bazowe wynagrodzenie. Część samorządów nie wypełnia tego wymogu i stąd nauczyciel raz w roku otrzymuje kilkaset złotych czasami więcej takiego dodatku, bez względu na to czy dobrze, czy źle pracuje, to w części samorządów taki dodatek się należy i tu zdaniem zarówno samorządów, trochę mniej związków zawodowych, a na pewno zdaniem ministerstwa ten dodatek mógłby być zlikwidowany, a te pieniądze lepiej aby weszły do wynagrodzenia zasadniczego i podwyższyły wynagrodzenie, które co miesiąc nauczyciel otrzymuje.”
„Nauczyciel powinien zarabiać jak najlepiej”. A to wiąże się ze „znacznymi wydatkami z budżetu państwa”. Aby zwiększyło się wynagrodzenie, to służyć temu będzie „między innymi likwidacja tak zwanego jednorazowego dodatku uzupełniającego, które muszą wypłacać samorządy”. Czyli jednorazowy dodatek uzupełniający chyba zmniejszał wynagrodzenie, więc po jego likwidacji wynagrodzenie zostanie zwiększone, a że wypłacały go samorządy, to wiąże się to ze znacznymi wydatkami z budżetu państwa? No i jeszcze jest to „tak zwany” jednorazowy dodatek uzupełniający, czyli z perspektywy prawa zwany jest ów chyba jakoś inaczej? I taki rodzynek – to „samorządy mogą nie osiągać średniego wynagrodzenia na poszczególnych poziomach awansu zawodowego”.
Ale oto, „część samorządów nie wypełnia tego wymogu i stąd nauczyciel raz w roku otrzymuje kilkaset złotych czasami więcej takiego dodatku, bez względu na to czy dobrze, czy źle pracuje” – czyli znowu sugestia (i niemal hańbiącą już jest świadomość z ust kogo?), że ów jednorazowy dodatek uzupełniający ma być (powinien być, nie jest,… - a różnie przez minione lata to powtarzano i odmieniano) powiązany z tym, „czy dobrze, czy źle pracuje”. To „na pewno zdaniem ministerstwa ten dodatek mógłby być zlikwidowany, a te pieniądze lepiej aby weszły do wynagrodzenia zasadniczego i podwyższyły wynagrodzenie […]”. Czyli „lepiej, aby te pieniądze”, czyli „tak zwany” jednorazowy dodatek uzupełniający „weszły do wynagrodzenia zasadniczego”…
Albo ten człowiek zwyczajnie i po ludzko nie pojmuje, co gada – ale gada, czyli może jednak pojmuje (czytelnikowi pozostawiam ocenę tego, co tu jest bardziej gorszące – bo nie byle kto przecież gada), ale zakłada, że nauczyciele w szczególności nie pojmują – no to gada, co gada, czyli dość mało uroczo, bo troszkę prymitywnie manipuluje (ach tam „manipuluje” – słuszną polityczną perswazję uprawia), czyli najprościej pisząc gada, że „tak zwany” (taki zwrot to jedynie na potrzebę znaczącego obniżenia powagi wobec „tak zwanego”) będzie zlikwidowany; a dlaczego? Bo, tak – czyli tu się gada, co w danym czasie gadać jest słuszne, bo przecież i tak nikt tego nie pojmuje – stąd „to brzmi dość skomplikowanie”.
Koncepcja, że nauczyciele tego „tak zwanego” nie pojmują – była i jest słuszną. Był taki czas (czas Anny Zalewskiej), że i kłopot z „pojmowaniem” był po stronie Samorządów a zrozumienie po stronie Związków Zawodowych, czyli rzecz mogła być używana jako „oręż” w konfliktowaniu wszystkich ze wszystkimi. Teraz brak pojmowania (raczej już tylko udawany i sondowany) został po stronie ministerstwa. Czyli oto pojawia się dość nieudolna próba (dziś jednak zrozumiała i konieczna - bo o sondowanie tymczasem tylko idzie) wykorzystania tego samego „oręża” na rzecz zbudowania koncepcji: „słuchajcie nauczyciele – ten tak zwany jednorazowy dodatek uzupełniający jest poważną przeszkodą na drodze zwiększania waszego wynagrodzenia”. „I to jest dobra koncepcja” – przy założeniu (choć to już chyba skutecznie osiągnięto lub się właśnie osiąga), że skrajnie już skołowani i zmęczeni nauczyciele nie będą pytać „dlaczego?”.
A zatem, co się dzieje z art. 30a? „To, co zwykle…”. Jak to się dotąd kończyło? Tak, jak zwykle – art. 30a dalej sobie trwał.
Powtórzę – ale już bez tłumaczenia (bo i ile można to samo tłumaczyć – no i przecież nigdy nie będę miał śmiałości tego tłumaczyć znaczniejszym i szlachetniejszym ode mnie personom…). Art. 30a jest konsekwencją trwania Karty Nauczyciela. Likwidacja art. 30a może być konsekwencją likwidacji Karty Nauczyciela (i tyle wynika w szczególności z wyroku Trybunału Konstytucyjnego – nie tego pisanego przez „tk”, lecz jeszcze tego pisanego przez „TK” (i to może być wadą tego wyroku – wyroki „tk” przynoszą więcej powszechnej „zadumy i radości”). Czy obecna władza jest w stanie zlikwidować Kartę Nauczyciela? Jako jedyna dotąd – Tak, ale nie w tej kadencji. Likwidacja Karty Nauczyciela jest możliwa tylko w permanentnym chaosie. Właściwy tu chaos właśnie się zaczyna, ale w tym garncu trzeba jeszcze dużo zamieszać.
Krzysztof Sługocki, 30.06.2021 |