Piszecie, dzwonicie. Mam bardzo wiele cennych źródeł informacji, za które bardzo dziękuję. Widzę wyraźnie jak pojmowanie problematyki analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli ewoluuje we właściwym kierunku (np. w kontekście dbania o poprawność dokonanych analiz w odniesieniu do kontroli tej poprawności poprzez podmioty uprawnione). W porównaniu do lat ubiegłych dostrzegacie znacznie więcej niuansów i problemów w analizie wydatków na wynagrodzenia nauczycieli. A jest ich istotnie wiele – nie wszystkich jeszcze jesteście świadomi (podobnie jak kontrolujący – i to w całkowicie pozytywnym i sympatycznym rozumieniu tej sugestii).
Opiszę pewien autentyczny przypadek (podobnych jest wiele…). I już wiem, że dla niektórych czytelników będę tu zapewne jeszcze mało komunikatywny. Dla niektórych będę bardzo czytelny.
Luty 2016 roku; chodzi na przykład o konieczność policzenia osobistej stawki wynagrodzenia zasadniczego na potrzebę policzenia w proporcji do niej jednorazowego dodatku uzupełniającego – czyli w szczególności dla tego lutego należy policzyć miesięczną osobistą stawkę wynagrodzenia zasadniczego (po to, aby w następnej kolejności policzyć ową osobistą stawkę wynagrodzenia zasadniczego jako sumę miesięcznych osobistych stawek wynagrodzenia zasadniczego lub jako średnią arytmetyczną z dwunastu miesięcznych osobistych stawek wynagrodzenia zasadniczego).
Osobistą stawkę wynagrodzenia zasadniczego wylicza się jako iloczyn trzech wartości: Sj=A*B*C; gdzie (pisząc najprościej… – a wyjaśniałem już to i udowodniłem w sposób konieczny i wystarczający w czasie szkoleń i także w innym tekście tu opublikowanym): „A” jest minimalną stawką wynagrodzenia zasadniczego; „B” jest etatem; „C” jest okresem pozostawania w stanie zatrudnienia w rozumieniu paragr. 3 ust. 6-8 rozporządzenia w sprawie opracowywania sprawozdania…
W tymże przykładowym tu lutym dla pewnego nauczyciela:
A=3109,00
B=14/18
C=1-1/21-11/30 (nauczyciel do 1 lutego pozostawał na urlopie bezpłatnym; od 2 do 12 lutego miał okres nieprowadzenia zajęć i otrzymał za ten okres świadczenie z ZUS; przyjęto, że metodą nadrzędną liczenia struktury zatrudnienia będzie metoda „dni roboczych” – taką metodę stosuje dwie trzecie kraju; oczywiście z racji owego świadczenia ZUSowskiego za okres od 2 do 18 lutego obowiązuje twierdzenie – wielce to inteligentny jest przepis prawa – że luty ma dni 30…)
W rozporządzeniu w sprawie opracowywania sprawozdania, w części zatytułowanej „Objaśnienia”, która stanowi istotnie objaśnienia do załącznika do rozporządzenia, który jest wzorcem formularza sprawozdania („Objaśnienia” te napisano w całkowitej sprzeczności z zasadami techniki prawodawczej, ale mimo tego muszą być owe traktowane jako obowiązujące przepisy prawa RP – wielce dobrze to świadczy o twórcach tego prawa, tu jednocześnie reprezentujących „tamto” MEN; „to” MEN wyszykowało już wiele innych pereł oświatowego prawodawstwa, a wiele jeszcze zamierza i musi wyszykować…) – zatem w tychże „Objaśnieniach” się stwierdza: „Wszystkie dane oraz wyniki obliczeń powinny być wpisane z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku. Obliczenia powinny zostać wykonane na danych z taką samą dokładnością”.
No to policzmy w zadany prawem sposób Sj.
Metoda dopuszczalna nr 1:
- A=3109,00
- B=14/18=0,77777(7)=(bo tak każe „prawo” (~))=0,78
- C=1-1/21-11/30=1-0,047619-0,36666(6)=(~)=1,00-0,05-0,37=0,58
- Sj=3109,00*0,78*0,58=(~)=1406,51
Metoda dopuszczalna nr 2:
- A=3109,00
- B=14/18
- C=1-1/21-11/30
- Sj=3109,00*14/18*(1-1/21-11/30)= (~)=1416,32
W ramach rozumienia zdania: „Wszystkie dane oraz wyniki obliczeń powinny być wpisane z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku. Obliczenia powinny zostać wykonane na danych z taką samą dokładnością” – można także jeszcze tak stosować owo konieczne zaokrąglenie, że może wyjść np. 1430,14 lub np. 1399,05; oczywiście analogicznie można także wyliczyć co najmniej dwie różne wartości struktury zatrudnienia dla lutego – tu konkretnie: 0,46 lub 0,45…
…no i które wartości uznać za poprawne i dlaczego właśnie te…?
Oto w danym przypadku osobista stawka wynagrodzenia zasadniczego w zależności od przyjętej metodologii liczenia może wyjść równa: 1406,51; 1416,32; 1430,14; 1399,05. Ponieważ „prawo” definiuje wprost równanie Sj=A*B*C, to z racji tej definicji należy uznać, że poprawną (a może należy napisać najbardziej poprawną?) wartością Sj jest 1416,32 (także z perspektywy matematyki twierdzi się, że im mniej zaokrągleń w strukturze obliczeń, tym za pewniejszy należy uznawać wynik); „prawo” nie definiuje tu jednak wprost liczenia struktury zatrudnienia – zatem wartością poprawną jest tak 0,46 jak i 0,45 (odkrywacie, że także w innych dość skrajnych przypadkach może wyjść np. -0,01 lub nawet -0,03 albo 0,01 lub 0,03 a skrajność tych przypadków polega głównie na tym, że dotyczą one tego, że w danym miesiącu nauczyciel jest nieobecny cały miesiąc…)
Ciekawostką jest to (względem lat ubiegłych), że narzędzia wspomagania dokonania analizy nie sygnalizowały wprost takich przypadków, tzn. także było ich równie wiele (średnio 2 do 5 na stu nauczycieli). Teraz jest podobnie, ale narzędzia bardziej wyraźnie to sygnalizują (poprzez różne elementy graficzne prezentowania wyników obliczeń).
Narzędzia są – co do zasady – tak pomyślane, aby minimalizować negatywne efekty zaokrągleń i różnego rodzaju możliwych uznaniowości (zwłaszcza poprzez zalecane tu mocno stosowanie dla roku 2016 Analizatora dostępnego z pliku [Analiza2016_w1230.xlsm]). W roku 2017 prawo (oświatowe w szczególności) nabiera raczej niebywałego dotąd charakteru (różnie zwanego: np. blankietowością, niespójnością, brakiem racjonalizmu,…). W konsekwencji staje się (niejako odgórnie) dopuszczalne stosowanie prawa o uznaniowym charakterze (czyli oświatowego w szczególności) z pomijaniem tradycyjnych (mających swe źródła u wrót starożytnego Rzymu) zasad bycia spójnym i konsekwentnym (podobnego dyletanctwa i „barbarzyństwa” w tworzeniu prawa trudno było dotąd doświadczać – znaczącą wadą tego twierdzenia jest to, że nie każdy jest władny to dostrzec, włączając w to samych twórców/tfurcuf). A to oznacza, że będzie możliwe takie parametryzowanie możliwych (bo w ramach blankietowości i uznaniowości dopuszczalnych) sposobów dokonywania obliczeń aby efekt obliczeniowy był na przykład najbardziej korzystny dla JST lub dla nauczycieli...
Nowe narzędzia na rok 2017 będą wyposażone w takie różne sprytne możliwości. Muszą być także odporne na dające się dziś przewidzieć negatywne skutki obecnego „majstrowania” przez MEN przy nie tylko art. 30a. To wymaga sporego nakładu pracy. To będzie także wymagać od Was rozumienia wielu nowych zagadnień.
A tak na marginesie: uważam, że jeżeli ktoś twierdzi, że na przykład marzec ma dni 31, to jest zgodny w swym twierdzeniu z obiektywną rzeczywistością (lub pisząc inaczej „nie odlatuje…”); jeżeli jednak ktoś twierdzi, że marzec ma dni 30, to myli się (lub pisząc inaczej zalicza „lekki odlot…”); jeżeli ktoś twierdzi, że marzec ma dni 22, to musi mieć ku temu jakieś bardzo poważne powody, których lepiej nie podważać, bo to może być niebezpieczne dla podważającego. Najbardziej jednak dla mnie ciekawym przypadkiem (no może jeszcze nie klinicznym w swej naturze) jest zastanowienie się nad tym, jakim mianem określać tych, którzy poprzez narzucanie takiego „prawa” budują opresyjne struktury konieczności jego stosowania połączonego tu z powszechną zgodą na to, że ten marzec ma jednak dni 30? Co więcej wyraźnie widać, że w obliczu na przykład „utrupiania” poprzez „reformę” patologicznie niewydolnego tzw. „nowego sio”, konieczność stosowania w szczególności analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli będzie musiała dalej sobie trwać – dlaczego? No właśnie dlatego, że udało się zaszczepić pojmowanie na przykład tego, że marzec może mieć dni 30…
Krzysztof Sługocki, 25.01.2017
|