W piątek tak można, czyli można sobie pozwolić na analizę sensu, celów i konsekwencji wskazanej w tytule zapowiadanej zmiany. Kontekstem dokonywanych tu ocen jest oczywiście problematyka związana z obecnymi obowiązkami wynikającymi z art. 30a. A perspektywą jest pytanie o analizę wydatków w roku (za rok) 2022. Bez konieczności czytania dalej – zaufaj Czytelniku swojej intuicji i już znasz sens, cele i konsekwencje. Istotnie wystarczy tu intuicja, żeby wiedzieć, o co chodzi w tym obecnym majsterkowaniu przy wynagrodzeniach nauczycieli. A Czytelnikami treści w tym serwisie są przecież osoby o wyjątkowo wyostrzonej intuicji w zakresie wynagradzania nauczycieli.
Kilka niezbędnych wyjaśnień. Oczywiście, że będę się ocierał tu dalej o ironię, sarkazm, kpinę i drwinę nawet – to może lepiej od razu przeczytać to, co jest w ostatnich akapitach?
Czym się będzie różniło wynagrodzenie średnie od wynagrodzenia przeciętnego. W najkrótszym ujęciu: „wynagrodzenie średnie stanowi x% kwoty bazowej…”; „wynagrodzenie przeciętne będzie stanowić y% kwoty bazowej…”. Czyli czy tylko to, jak „x” różnić się będzie od „y”, ma stanowić wystarczającą przesłankę do zmiany nazwy? Jeżeli ma tu paść odpowiedź „tak”, to art. 30a traktujący o analizie wydatków względem średniego wynagrodzenia staje się zbędny, bo związany jest właśnie z wynagrodzeniem średnim lub należy go zmienić (co do treści), aby był związany z wynagrodzeniem przeciętnym. To sensu nie ma i żadnego w takim wyjaśnianiu celu nie widać. Czyli musi chodzić tu o coś innego niż tylko zmiana nazwy ze względu na to, że „y” będzie inne niż dzisiejsze „x”.
Wartość przeciętna, to tyle, co wartość oczekiwana (zwana także w zależności od kontekstu: wartością średnią, a dawniej nadzieją matematyczną) – jest to z zasady wartość określająca spodziewany wynik doświadczenia – losowego (?). Wartość oczekiwana (przeciętna) to inaczej pierwszy moment zwykły. A estymatorem wartości oczekiwanej rozkładu analizowanej cechy w populacji jest średnia arytmetyczna. No, ale nie tylko ze względu na skrajną niekomunikatywność dwóch ostatnich tu zdań należy napisać, że nie o to będzie tu chodziło – bo tu znowu wraca się do pojęcia (i w konsekwencji do obowiązujących przepisów) wynagrodzenia średniego.
No to głębiej.
Wartość przeciętna (oczekiwana – ta nazwa jest właściwsza; ciekawość, dlaczego MEiN promuje nazwę mniej właściwą?), nie może więc być tu rozpatrywana jako wartość średnia (bo wtedy cała ta zmiana nie ma sensu). Zatem wartość przeciętna jest nadzieją matematyczną i dotyczy spodziewanego wyniku doświadczenia losowego przy założonym prawdopodobieństwie jego wystąpienia. Czyli wartość przeciętna wynagrodzenia nauczycieli będzie wyrazem nadziei (w znaczeniu: „mam nadzieję, że tyle będę zarabiał”) i będzie dotyczyć spodziewanego wyniku pewnego doświadczenia o losowym charakterze, jakim będzie wynagradzanie nauczycieli, a w pewnych kręgach ogółowi nieznanych (MEiN) będzie się zakładać jedynie prawdopodobieństwo wystąpienia wynagrodzenia przeciętnego (przy założeniu, że nie będzie to podlegać analizie). Czyli założenia zamiast analizy.
Czyli teraz jest tu dylemat. Czy wartość przeciętną próbować zrozumieć w ramach terminologii rachunku prawdopodobieństwa, czy też może traktować wartość przeciętną jako wartość oczekiwaną rozkładu danej cechy w populacji nauczycieli? Tego na tym etapie zapowiedzi MEiN rozstrzygnąć się nie da.
Estymatorem (czyli metodą statystyczną stosowaną do szacowania wartości) wartości oczekiwanej w danej próbie zazwyczaj jest średnia arytmetyczna (ale to już trzeba wykluczyć, to jest stan obecny, a przecież ma być zmieniony), to znaczy, że teraz będzie chodziło o medianę? Estymatorem wartości oczekiwanej w próbie niebędącej zwyczajną (a taką, w najbardziej istotnych dla wynagradzania aspektach, w nowym ujęciu, staną się nauczyciele) jest właśnie mediana. Poszczególne estymatory różnią się swoją użytecznością do określania prawdziwej wartości oczekiwanej.
W ramach estymatora może być stosowany rozkład dyskretny lub ciągły, lub mieszany…
Na to nakłada się zapowiedź, że RIO będzie miało obowiązek kontrolowania osiągania (?) w (przez) jednostkach samorządu terytorialnego wynagrodzenia przeciętnego?
Czyli scenariusz wydaje się być następujący: pojawia się „obowiązek” wpisany w ustawę osiągania przeciętnego wynagrodzenia; uchyla się art. 30a; RIO kontrolują „osiąganie” przeciętnego wynagrodzenia.
Czy jest możliwe ustanowienie (przez MEiN) przepisów wykonawczych do badania, analizowania, kontrolowania, … tego, co wyżej opisałem? Jeżeli tak, to obecny art. 30a będzie fraszką w porównaniu z nowymi wynalazkami. Twierdzę, że nie jest możliwe (już zadałem parę pytań tam, gdzie należało je zadać – nie było oznak pojmowania tego, o co są pytani) – to z perspektywy kontrolujących i kontrolowanych już bym wolał, żeby jakieś przepisy zaistniały. Ale przepisów nie będzie (przekonanie o tym mam aż wręcz już zaraźliwe) – czyli wszystko będzie miało wymiar fikcyjny. Fikcją będzie przeciętne wynagrodzenie, fikcją będzie kontrolowanie „osiągania” przeciętnego wynagrodzenia.
Fikcją jednak nie będzie gadanie o „historycznym sukcesie zwiększenia wynagrodzenia nauczycieli” o „kilkadziesiąt procent” – co nie jest specjalnie odkrywcze, bo już przecież taka gra się toczy.
Istnieją dwa sposoby na osiągnięcie pojmowania czegoś:
(1) można zyskać pogląd i nazywać ów pojmowaniem, który nie jest konsekwencją wiedzy i rozumienia, lecz urabiania poprzez zabiegi natury politycznej (a ostatnio to raczej pseudopolitycznej);
(2) można osiągnąć pojmowanie, które jest konsekwencją wiedzy i rozumienia.
Poglądu się nie tłumaczy, lecz wygłasza. Racjonalnego pojmowania się nie wygłasza, lecz tłumaczy – ale komu potrzebne i do czego takie „bełkotliwe” tłumaczenia, jak w paru akapitach wyżej?
Pogląd jest łatwy do osiągnięcia, a ludzie na wygłaszane poglądy są podatni, ale poglądy są najczęściej wyrazem prostactwa (telewizor wystarczy włączyć, żeby to zrozumieć, a najzabawniejszymi są różne profesory i doktory bez wykształcenia podstawowego). Wiedza i rozumienie nie są łatwe w wygłaszaniu (o tłumaczeniu nie wspominając) i zawsze przegrywają z prostactwem. Jakie będą przyszłe przepisy? Pełne wiedzy i rozumienia? I jak nazywać Twórców przyszłych przepisów. No tymczasem są nazywani „najbardziej odważnymi i światłymi ludźmi w zmienianiu oblicza polskiej oświaty”. Koń by się tu nawet uśmiał.
Polityka, jako wyraz wygłaszanych poglądów, jak zwykle wygra z wiedzą i rozumieniem. A że nauczyciele, z natury rzeczy, są bliżej wiedzy i rozumienia – są skazani na porażkę. I Czarnka to „podziwiam” za to, że to wie.
Czyli jak będzie z tą „analizą” w roku 2022 – nie ma wątpliwości, że dalej będzie trwała, bo gdy wiedza i rozumienie są totalnie zastępowane polityką, czyli wygłaszaniem poglądów, to zwykle to się szybciej kończy, niż da się ten koniec przewidzieć. Czyli w kontekście wiedzy i rozumienia – nie ma tu ani sensu, ani celu. W kontekście poglądu – cel i sens są prostacko proste (i przez to w brzmieniu przykre). Nauczycieli jest za dużo – trzeba ich bardzo znaczącą grupę wyeliminować z populacji nauczycieli, a najlepiej to gdyby tak się jakoś sami wyeliminowali. Kształtowaniem więc „właściwych” na ten temat poglądów wystarczy się zająć i tu daje się dostrzec ogromną skuteczność, odwagę i światłość.
Krzysztof Sługocki, 05.11.2021 |