Pojawia się ostatnio coraz więcej pytań związanych z najróżniejszymi aspektami czynności kontrolnych. Przypuszczam, że jakaś bardzo znacząca większość po każdej ze stron (czyli osób mających tymczasowe choćby związki z obowiązkami wynikającymi z art. 30a ustawy KN) to już od dawna zdaje sobie sprawę z tego, że istnieją w „opowieści” o art. 30a także różne „ciemne strony” pełne niuansów, niejednoznaczności, uznaniowości i innych takich niepraktyczności będących także czasami wyrazem wyznawanych poglądów niż pożądanej możliwości chęci pozostawania w zgodności z przepisami prawa. Wina (cokolwiek by to znaczyło) zawsze w takich przypadkach jest bezdyskusyjnie po stronie prawodawcy – a każdy, kto à propos tej ostatniej kwestii, twierdzi jakkolwiek inaczej, nie zasługuje na dyskusję, choć pozostaje godnym uszanowania swych poglądów (jednak tylko subiektywnych poglądów).
Tekst zawarty poniżej pewnie nie będzie zbyt łatwy w odbiorze. Przedstawię tu jednak pewien – no właśnie jednak tylko pogląd, który może służyć budowaniu pewnych postaw mocno przydatnych, asertywnych i zasadnych po stronie osób mających tymczasowe choćby związki z obowiązkami wynikającymi z art. 30a ustawy KN.
Otrzymuję na przykład dość często pytania o to, czy jakieś kwoty pieniędzy (bardzo różnie nazywane – czasami dokonuję wręcz zaskakujących dla mnie odkryć, że pewne nazwy funkcjonują sobie swobodnie poza przyjętą terminologią prawną) – czy są składnikami wydatków ponoszonych na wynagrodzenia nauczycieli. Do ciekawostek należy to, że bardzo często formułowane tu pytania nie brzmią „tak czysto” – „czy są składnikami wydatków ponoszonych na wynagrodzenia nauczycieli” – bywają często umieszczane w kontekście brzmienia (tu „uśrednionego”) „czy uwzględnia się w 14 dla nauczycieli”. Często także – czemu nie za bardzo daję wiarę – stwierdza się, że tu się cytuje kontrolujących.
Pozwolę sobie po raz kolejny delikatnie napisać, że nie istnieje taki byt, który nazywa się „14 dla nauczycieli” (choć istotnie wiele osób ciągle tak to nieroztropnie nazywa). Zatem wszelkie rozważania w kontekście takiego nieistniejącego bytu są bezpodstawne (w znaczeniu dosłownym), zwłaszcza jeżeli są przedmiotem rozważań i czynności formalnych – i wtedy są zawsze bardzo łatwe do podważenia i ośmieszenia (także w znaczeniu dosłownym). Oczywiście zawsze rozumie się oczywiście, że chodzić tu raczej może o pytania: czy „(i tu zwykle pada nazwa jakichś kwot pieniędzy)” uwzględnia się w strukturze wydatków ponoszonych na wynagrodzenia (w rozumieniu obowiązków definiowanych art. 30a ustawy KN) oraz czy „(i tu zwykle pada jakaś nazwa okresu nieobecności nauczyciela)” uwzględnia się w liczeniu struktury zatrudnienia?
Co do natury tego drugiego pytania; zwykle odpowiedź wydaje się prosta ze względu na możliwość przywołania § 3 rozporządzenia wykonawczego do art. 30a. Zasady wynikające z owego § 3 dają się w kontekście zalecanej tu do stosowania aplikacji wspomagania przeprowadzania analizy wydatków – dają się tu sprowadzić tu kilku prostych stwierdzeń:
(1) jeżeli nauczyciela „nie ma”, czyli (tu nieco poprawniej w sensie formalnym) ma okres nieprowadzenia zajęć i otrzymuje za ten okres jakieś pieniądze „od nas” (czyli z budżetu jst), to jest to typ [1];
(2) jeżeli nauczyciela „nie ma”, czyli (tu nieco poprawniej w sensie formalnym) ma okres nieprowadzenia zajęć i otrzymuje za ten okres jakieś pieniądze „nie od nas” (czyli najczęściej z ZUS), to jest to typ [3];
(3) jeżeli nauczyciela „nie ma”, czyli (tu nieco poprawniej w sensie formalnym) ma okres nieprowadzenia zajęć i nie otrzymuje za ten okres żadnych pieniędzy, to jest to typ [2];
(4) w przypadku gdy „nie wiadomo, o co chodzi” - typ [2].
Co do „różnie nazywanych kwot pieniędzy, które nauczyciel otrzymał” – brak jest zwykle przepisów prawa (w rozumieniu wymagającym tu odniesień do wydatków ponoszonych na wynagrodzenia, a jest to bardzo często mylone ze składnikami wynagrodzenia – pisząc najprościej – pojęcie wydatku ponoszonego na wynagrodzenie nauczyciela nie jest równoważne pojęciu wynagrodzenia nauczyciela), na podstawie których to przepisów można by jednoznacznie twierdzić, że się na przykład „nie uwzględnia się w liczeniu” (w znaczeniu, że nie należy ich uznawać za składniki wydatków ponoszonych na wynagrodzenia) lub odwrotnie.
Należy w tych sytuacjach zwykle stosować się do zasady proporcjonalności (tak tu rozumianej: skoro na przykład jakiś okres nieprowadzenia zajęć nie zmienia struktury zatrudnienia, to wspominane kwoty pieniędzy nie mogą zmieniać struktury wydatków). Z racji jednak co najwyżej twierdzenia „należy tu” (czyli nie daje się często wprost przywołać podstawy prawnej konsekwencji takiego twierdzenia) rzecz pozostaje często w znacznym stopniu uznaniowa, a to oznacza, że „uznanie” zaistniałe po stronie na przykład organu uprawnionego do czynności kontrolnych bierze tu górę ponad innym (na przykład uznaniem osoby, która już dokonała tu jakiegoś wyboru), z powodu głównie możliwości zastosowania opresyjnej mocy takiego organu. W konsekwencji takiego rozumienia i takiego tu tłumaczenia nie można twierdzić (nawet z perspektywy podmiotu uprawnionego do kontroli), że popełniono błąd (w znaczeniu działania niezgodnego z prawem), można co najwyżej rzecz wyjaśnić (a brak wyjaśnienia będzie uprawniał – tu z pożądaną przesadą znaczenia użytego zwrotu – do pozostawania przy swoim uznaniu). Można wyjaśniać (po stronie organu uprawnionego do kontroli), stosownie tu argumentując i sugerując działania, które powinny być jednak (mówi się: co do zasady) zgodne w wielu przypadkach z zasadą proporcjonalności. Czyli „mają rację kontrolujący”, jeżeli w swych postanowieniach „wznoszą się” ponad arbitralne rozstrzygnięcia – a w innych przypadkach „mogą mieć rację”, a ktoś – kto uznał przeciwnie – także zwykle ma rację w rozumieniu „chęci działania w interesie publicznym” (w kwestiach niejednoznacznych zawyżanie wydatków ponoszonych na wynagrodzenia nauczycieli jest właśnie „w interesie publicznym”), o ile tak będzie to świadomie uzasadniane w okolicznościach ewentualnego rozstrzygania ewentualnego sporu i jednocześnie taka osoba nie ma racji, jeśli świadomie uznała, że nie będzie stosować się do zasady proporcjonalności. Kontrolujący ważą te aspekty i starają się rzeczy postrzegać (zwłaszcza gdy brakuje stosowanych przepisów prawa) obiektywnie (jednak w swym uprawnionym tu uznaniu) względem wszystkich stron.
Można tu także wszystko (to „ciemne”) wyjaśniać z nic nietłumaczących perspektyw arbitralnych rozstrzygnięć i wtedy racja jest po stronie tego, kto dysponuje mocą opresji z racji tylko i aż tejże opresji (czy jeszcze takie archaiczne sytuacje się zdarzają – to pytanie retoryczne).
Nie da się niestety tego jakoś klarowniej i prościej wyjaśnić – przynajmniej ja nie za bardzo umiem.
Reszta (cokolwiek by to znaczyło) zawsze jest już po stronie osoby mającej tymczasowe choćby związki z obowiązkami wynikającymi z art. 30a ustawy KN – bo to takiej osobie powierzono mocowanie się z tymi sprawami na terenie funkcjonowania danej jednostki samorządu terytorialnego. Czyli sugeruję prostą tu zasadę, że najwięcej dobrego i nie koniecznie dobrego może tu uczynić tylko taka Osoba, bo to właśnie stanowisko tej Osoby (nawet jeśli jest li tylko uznaniem) jest tu najważniejsze i tej Osobie trzeba dowieść, że być może nie ma racji. A Osoba, mająca tymczasowe choćby związki z obowiązkami wynikającymi z art. 30a ustawy KN, rzeczy uczynionych po swojej stronie nie musi udowadniać, bo jest powołana do czynienia tego, co czyni. Zatem ewentualny brak dowodu ku temu, że uczyniła coś źle (który może być choćby sensownym, rzetelnym, składnym i logicznym wyjaśnieniem, o ile nie da się owego oprzeć o literę prawa) nie może być interpretowany jako dowód uczynienia czegoś złego.
Proszę nabrać dystansu do oczekiwanej zmiany rozporządzenia wykonawczego do art. 30a - opisanych wyżej trosk troszkę jeszcze przybędzie.
Krzysztof Sługocki, 04.11.2022 |